Od jakiegoś czasu mamy do czynienia z prawdziwą plagą, która trawi nasze społeczeństwo. Cicha inwazja po cichu, niepostrzeżenie zniewala nas, stwarzając niejednokrotnie prawdziwe zagrożenie dla zdrowia i życia. Nikt nie spodziewał się scenariusza rodem z horrorów, ale na ulicach mamy istny wysyp „żywych trupów” – smombie. Kim oni tak naprawdę są?
Zombie na miarę naszych czasów
Mijasz ich codziennie. Twarze bez wyrazu, bez emocji, wpatrzone w jeden punkt. Od otaczającej rzeczywistości odcięci najczęściej ścianą dźwięków sączących się z wielgachnych słuchawek (ewentualnie horrendalnie drogi dousznych zestawów). Snują się chodnikami, nie zważając na budynki, ludzi wokół, staruszkę potrzebującą pomocy przy przejściu na drugą stronę jezdni. Nie interesuje ich siedzący pod ścianą żebrak, nie wspominając o kroczących z nimi kompanach – najczęściej z tego samego gatunku. Tak właśnie zachowują się smombie.
Nie trudno domyślić się, że jest to zlepek słów „smartfon” i „zombie. Smombie oznacza osobę, która ani na krok nie rozstaje się ze swoim smartfonem – chodzi z nim po chodnikach, śpi z nim, a nawet korzysta zeń w toalecie. Swoją karierę ów neologizm rozpoczął w 2015 roku, kiedy został wybrany najpopularniejszym słowem wśród niemieckiej młodzieży.
SMOMBIE – wymysł czy realne zagrożenie?
Możesz w tym momencie uśmiechać się pod nosem. Myśleć sobie, że to absurd i dyrdymały, ale zastanów się przez chwilę, jak wygląda Twój dzień. Co jest pierwszą rzeczą, jaką robisz po obudzeniu? A ostatnią przed pójściem spać? Łapiesz za telefon: sprawdzasz wiadomości, przeglądasz Facebooka, piszesz e-maile. Czasem nawet przerywasz ważną rozmowę, żeby odebrać telefon albo zrobić zdjęcie i wrzucić je na Instagrama… Nie jest tak?
Media i technologia stały się tak powszechne w naszym życiu, że nawet się już nad tym nie zastanawiamy. Immersja to idealne słowo, które opisuje tę rzeczywistość – zanurzamy się w ten świat. Badacze mówią nawet o „współżyciu” ludzi i technologii. Tylko czy znasz granicę? Umiesz powiedzieć dość?
Niemiecka firma Dekra zajmująca się bezpieczeństwem przeprowadziła badania w Amsterdamie, Rzymie, Berlinie, Paryżu i Brukseli, z których jasno wynika, że aż 17% pieszych korzysta ze smartfonów w publicznej przestrzeni miejskiej. Kiedyś przechadzka chodnikiem z nosem i oczami utkwionymi w ekran może skończyć się tragicznie. O wypadek naprawdę nie jest trudno. Chwila nieuwagi i katastrofa gotowa.
Jak radzić sobie ze zjawiskiem smombie?
Jeszcze do niedawna takie działania, jak wytyczenie przez dziennikarzy National Geographic w Waszyngtonie specjalnego pasa dla użytkowników smartfonów czy umieszczenie specjalnego znaku ostrzegawczego w Sztokholmie, traktowano jako rodzaj swoistego happeningu czy prowokacji. Obecnie w wielu miastach na całym świecie wprowadza się rozwiązania mające poprawić bezpieczeństwo i wychodzące naprzeciw smombies.
Na przykład, australijska firma Büro North, specjalizująca się w designie, testuje w Melbourne specjalną sygnalizację świetlną… na chodnikach. Wszystko po to, by mogły ją dostrzec osoby pochylone nad swoimi urządzeniami. Jak to wygląda? Sprawdź! Podobnych udogodnień szuka się także w Niemczech, Szwecji czy Holandii.
Napisano nawet specjalną aplikację, która ma chronić nas przed ewentualnymi konsekwencjami i opłakanymi skutkami stania się smombie. Nazywa się Smombie Guard i można ją za darmo pobrać z Google Play.
Nie wszyscy jednak są zgodni, co do skuteczności takich decyzji. Jedni twierdzą, że mogą realnie wpłynąć na bezpieczeństwo tych ludzi, inni zaś uważają je za szkodliwe, ponieważ utrwalają złe nawyki. A jakie jest Twoje zdanie? Daj znać w komentarzu.